wtorek, 27 maja 2014

Co w trawie piszczy ?

Bianca wróciła dziś z przedszkola bardzo podekscytowana. Już od progu radosnym okrzykiem wszystkim oznajmiła, że ma fantastyczne zadanie domowe do wykonania. Z racji tego że dzieciaki na najbliższych lekcjach będą poznawały owady, oraz środowisko ich życia.Każdy przedszkolak ma przynieść w słoiczku osobiście znalezione robaczki. To oczywiste że młoda teraz i zaraz chciała wyruszyć na łowy. Dzień był wyjątkowo gorący. Jak tylko troszkę się schłodziło, poszłyśmy z Bianią na łąkę za domem. Zaraz przy wejściu do owadziego raju rośnie ogromne robinia akacjowa. Słodki, intensywny zapach jej kwiatów był wprost odurzający.  Podeszłyśmy bliżej, a tam jak w ulu. Kwiaty akacji oblepione były pracującymi zacięcie pszczołami. Uważnie zerwałam kilkanaście gronowych kwiatostanów, co było nie lada wyzwaniem, by czasem jakaś z nich nie poczęstowała mnie swoim żądłem.


Na łące niczym w dżungli, rośliny wybujały po same pachy. W koło nas wysokie, kołyszące się źdźbła traw, na których nie trudno było odszukać poszukiwanych przez Bianię owadów.
Pierwszy jegomość, który wylądował w naszym słoiku, to malutki chrząszcz z sympatyczną czarną plamką w kształcie serduszka na czerwonym przedpleczu- omomiłek wiejski. Omomiłki były dosłownie wszędzie, maj to ich okres godowy dlatego tak licznie wyfrunęły na zieloną łąkę.



Kolejne upolowane cudo to prawdziwa ślicznotka- krasanka natrawka. Ten uroczy pluskwiak zachwycił nas szczególnie. Jej czarno- czerwone skrzydła są jak odbicie lustrzane.      Czyż nie jest piękna?


Trzeci z kolei owad, to zielony chrząszcz z czerwonymi końcami pokryw-bęblik dwuplamek.


Najmniejszy z naszych upolowanych zdobyczy to szarawo- czarny, szkodnik kukurydzy- Tanymecus dilaticollis.


Na samym końcu znana wszystkim i lubiana, biedroneczka siedmiokropka.


Jeśli chodzi o zdjęcia, to co prawda szału nie ma, nie powalają z nóg  Niestety marny ze mnie fotograf, a i aparat nie najlepszy. Takich makro wyzwań to on nie ogarnia. Najważniejsze że zabawa była przednia, i ku uciesze mamusi, z Bianki mały entomolog rośnie.
Z kwiatów akacji zrobiłyśmy wieczorkiem racuchy. Wyszły nam naprawdę pyszne. Robiłyśmy je po raz pierwszy, według rumuńskiego przepisu, znalezionego w necie.


Bianca pałaszując naleśniki , z zachwytem obserwowała robale, które postawiłyśmy na parapecie w kuchni. Jutro zaniesie je do przedszkola. Dwa dni posiedzą w przedszkolu , następnie wypuścimy je na wolność.



niedziela, 25 maja 2014

CO ROBIĄ MATKI

Z żadnym człowiekiem nie stanowiłeś nigdy takiej jedności,
z nikim nie byłeś tak nigdy zżyty
jak z własną matką.
Nosiła cię, karmiła, ukształtowała-
ciało z jej ciała, krew z jej krwi. Piłeś życie
z kielicha jej miłości.
Twoje narodziny były dla niej, po ustąpieniu bólu,
cudowna radością.
I byłoby to żałosne, gdybyś dziś
przestał być dla swej matki radością

Prawdziwe matki są fantastyczne, zarówno starsze,
jak i młodsze, które dopiero co zostały matkami.
Z reguły nie dokonują wynalazków,
nie kierują katedrą,
nie budują dróg, mostów i miast.
Robią nieskończenie więcej.
Wychowują przyszłego człowieka.
Matki wydają na świat to,
co jest najważniejsze: miłość.

Bóg kocha każde dziecko sercem jego matki.
Tam, gdzie matki poddają się, umiera miłość.
A tam, gdzie miłość jest martwa, żaden człowiek
nie uwierzy już w Boga ani w życie.

                                           Phil Bosmans

















środa, 14 maja 2014

Na zielonej łące, słychać szum strumyka.


Dawno nie byłam nad pobliskim potoczkiem. Piękna, słoneczna pogoda kusiła, aby się tam wybrać. Było późne niedzielne popołudnie, po pysznym obiadku i półgodzinnej drzemce, wsadziliśmy dzieciaki do auta, a po dziesięciu minutach stąpaliśmy już po kamienistym brzegu rzeczki. Dziewczynki chciały rozebrać buciki i zamoczyć nóżki w przejrzystej wodzie. Jednak na to jeszcze nie pora. Tegoroczny maj nie jest wystarczająco ciepły, na tego typu zabawę.




Wszakże mama nie pozwoliła chlapać się w zimnej wodzie, ale rzucanie kamieni też jest super.


Anca mogłaby tak godzinami. To jest to, co małe dziewczynki lubią najbardziej.



Budowa zamku z mokrego piachu także jest niczego sobie,


a ty nasza żyrafko posiedź tu  i odpocznij na kamieniu. Do wspólnej zabawy w błotku, zaprosić cię nie możemy.



Wijąca się rzeczka położona jest w dolinie, łąk, pastwisk oraz pachnących leśnych polan. Wszystko tu naturalne, i dzikie. W powietrzu unosi się zapach soczystej trawy, która jest wyśmienitym przysmakiem dla wypasanych tu zwierząt.
Kończymy taplanie się w błotku. Wrzucamy ostatni kamyczek- plum, do wody.
Jeszcze chwilkę słuchamy jak pluszcze i szumi strumyczek, i idziemy pohasać na zielonej łączce.



Po drodze spotykamy konika zajętego skubaniem trawki,


Stadko owiec, wraz z ich wiernym pasterzem.


Te wełniaste przeżuwacze, podobnie jak konik nie odrywają swych łebków od ziemi. Widocznie ostatnie obfite opady przyczyniły się do tego, iż trawa jest wyjątkowo soczysta, i bardzo smakuje tym czworonożnym roślinożercom.


Nieco dalej widać kaczuchy, biegnące w kierunku kałurzy, powstałej na lące,


oraz krowy , które upodobały sobie pastwisko zaraz przy piaszczystej drodze.




Bianca podchodzi do nich bardzo blisko, a one wychodzą jej na przeciw, radośnie dzwoniąc uczepionymi do szyi dzwonkami.
Machamy krówkom na pożegnanie, i spacerkiem maszerujemy dalej.


Wdychamy czyste powietrze, delektujemy się zapachem w pełni kwitnących, przydrożnych drzew,
krzewów,


  kwiatów i ziół łąkowych.



Z podmokłych terenów dochodzi do nas żabi rechot. Z wielką przyjemnością wsłuchujemy się w odgłosy godowe, wydawane przez te sympatyczne płazy.



Bianca idzie przodem, za nią ledwo nadążająca Anca.
-O kurcze, Kałuża! Jak miło.  To ty siostra idź dale, ja sobie postój właśnie, tu i teraz zrobię.


-Jeszcze tylko kamyczka poszukam,



-Patrzcie, patrzcie, już  mam!!! . Zaraz do napotkanego bajorka z wielką radością go wrzucę.



Idziemy dalej, kretą drogą.


Cieszymy się sobą,


zachwycamy pięknymi widokami.


Ostatnie spojrzenie na wszędzie otaczającą nas zieleń. Pora już wracać do domu.



piątek, 9 maja 2014

Powtróka z roczku Anusi.

Jest taka tradycja w Rumunii, że podczas pierwszych urodzin dziecka, celebruje się obcinanie włosów.
Kosmyk dziewczynek związuje się czerwoną wstążeczką, chłopców niebieską. Nad główką dziecka, przełamuje się specjalnie zrobiony na tę okazję placek drożdżowy. Następnie matka chrzestna bierze nożyczki, i ciach. Kosmyk wraz z tasiemką zatrzymuje się na pamiątkę, chowa gdzieś głęboko w szafie i pokazuje po wielu latach prawie już dorosłemu dziecku.

Warto jeszcze wspomnieć, że podobnie jak w polskim zwyczaju, przed pociechą kładzie się rożne przedmioty, a trzy pierwsze za które dziecko złapie, mają zwiastować jego przyszłość.
Anca sięgnęła po pieniążka, książkę i święty obrazek. Kombinacja bardzo zadowalająca dla każdego rodzica, jednak wiadomo, to tylko zabawa. W tym uroczystym dniu mamusie nie muszą  martwić się w co ubrać swojego malucha, bowiem ciuszki z tej okazji kupuje matka chrzestna.

Rumunii ogromną wagę przywiązują do tradycji i ściśle trzymają się rozmaitych obyczajów.  Z racji tego że jakoś ostatnio, ciotkom i cioteczkom się przypomniało, że u Anusi ten rytuał pominięto, i młoda wciąż z bujną czupryną się nosi.  Wiadomo jak ciotki się uprą, to nie ma zmiłuj! Roczek Anki wyprawialiśmy w Polsce, i szczerze mówiac nawet do głowy nam nie przyszło, aby wyprawiać jej urodziny po raz drugi w Rumunii. Chcąc nie chcąc, rodzinę zwołaliśmy i w niedzielę małe, zaległe, urodzinowe przyjęcie Ance wyprawiliśmy, włącznie z ciachnięciem kitucha, oczywiście. Kitkę zrobiłam malusią, na samym czubku głowy, oby to nie daj Boże zbyt dużo włosków naszej Anusi nie ubyło. Uwielbiam tę jej czuprynę, szczególnie przecudnie wygląda rano, gdy cała rozczochrana, marszczy swój cudowny nosek, słodko uśmiechajac się od ucha, do ucha.

Jak zwykle chciałam tu wrzucić kilka fotek z niedzielnej uroczystości. Biorę aparat i oczom nie wierzę, nie ma w nim ani jednego zdjęcia. Przywołuję Biancę, i okazuje się że moja córeczka, wszystkie foteczki przez przypadek wykasowała, a tyle razy ją błagam i proszę by nie bawiła się aparatem, ale jak grochem o ścianę. Aby tak bezzdjeciowo nie było, zamieszczam fotkę z internetu, na której prezydent Rumunii Traian Basescu, jako ojciec chrzestny rocznego, księcia Carola Ferdinanda, dokonuje tradycyjnego obcięcia kosmyka włosów. Jak widać tradycja w tym kraju to rzecz święta !






czwartek, 1 maja 2014

Wszyscy na majówkę, my do tunelu.

Nadszedł maj, a to oznacza że od teraz do późnej jesieni na nudę narzekać nie będę. Wszędzie w koło ogrom pracy: dzieciaki, dom, ogród, tunele.
Pomidory  posadzone, grzecznie w rzędach jeden za drugim już stoją. Następna w kolejce papryka już czeka, listki swe zielone rozłożyła , rozpycha się na wszystkie strony, w doniczkach już miejsca nie ma, do gruntu chce jak najprędzej.
Chronione, zadbane i wypielęgnowane, pysznymi, zdrowymi plonami obrodzą.
Rumuński klimat sprzyja tym ciepłolubnymi warzywom. W tutejszych warunkach naprawdę świetnie się udają.

Nasze pomidorowe maluchy.

Papryka grzecznie w kolejce  już czeka.

Praca na wsi sprawia mi ogrom przyjemności. Ja to po prostu najzwyczajnie w świecie kocham. Ona dodaje mi siły i energii, najlepsza na stres czy depresję. Wystarczy że tylko wejdę do naszego tunelu, czy ogrodu, popatrzę na moje roślinki, poczuję zapach mokrej ziemi, i od razu świat staje się lepszy, i wszystko wtedy ma sens.
Ludzie z mojej rumuńskiej wsi ,szczególnie na początku, dziwili się i to bardzo, że dziewczyna z Polski przyjechała, zamiast gdzieś w wielkim świecie mieszkać i karierę robić, to ich wieś wybrała, w gumakach po polach pomyka i w ziemi grzebie. No bo jak można lubić motyką chwasty pielić?!          A no można !!!
Choć w tym roku łatwo nie jest, bo oprócz pracy, trzeba mieć oczy w koło głowy, robiąc swoje, a do tego pilnując latającej wszędzie i wszystko pchającej do małej buźki, półtora roczną Anusię . To jakoś  to wszystko z mężem ogarniamy, a starsza Bianca pomaga nam jak może.