niedziela, 25 października 2015

Wiejski, jesienny festiwal.

Ostatni wpis trzy miesiace temu. Patrze i nie dowierzam, o kurcze jak to szybko zlecialo. Lato sie skonczylo, za oknem jesien. Tak duzo szczescia spadlo na nas w ostatnim czasie i to calkowicie niespodziewanie. Wyjazd z dziewczynkami do Polski, do rodziny,  na cale szesc tygodni. Nowe zajecie Dragosza w zwiazku z ktorym jego jesienno- zimowy pobyt w Anglii odwolany. Juz dawno zdazylam psychicznie sie przygotowac do naszej kolejnej rozlaki, a tu niespodzianka od losu. Moj maz w tym roku zostaje z nami. Tak bardzo sie ciesze, i mimo ze nowe obowiazki pochlaniaja go doszczetnie, to jest blisko nas. Doslownie kamien z serca. No i Anca calkowicie z zaparc wyleczona, znowu moze wszystko jesc i nie ma problemow. Kupkowy strach pokonany raz na zawsze. Uffff, jak dobrze. 
Ale wrocmy do jesieni, bo jesien w Rumunii doslownie kazdego roku  jest wyjatkowo piekna. Uwielbiam te pore roku gdy nasyceni upalami i sloncem,znowu mozemy oddychac rzeskim, chlodniejszym powietrzem. Dokonujemy ostatnich zbiorow i pospiesznie zamykamy w sloikach co tylko jeszcze sie da. Ostatnio zostalam zaproszona na corocznie organizowany w naszej wsi Festiwal Dyni. Tam dumnie moglam zareprezentowac nasze tegoroczne plony. Atrakcji bylo co niemiara. Trzynasto metrowy placek dyniowy, wyciskanie soku z winogron, muzyka, tance i spiewy. Zreszta zobaczcie sami jak to wszystko wygladalo.